Artykuł niniejszy został wygłoszony na sympozjum zorganizowanym przez Czeski Związek Akwarystów, w czerwcu 1967 r. w Smokowcu. Ze względu na wartość tej pracy, Redakcja zwróciła się do Autora z prośbą o zezwolenie na jej publikację. Przekładu dokonał kol. Henryk Kilka. Przed paroma laty mówiłem w Pradze w „Tetra – Clubie” i na Kongresie akwarystów w Brnie o moich osiągnięciach w hodowli paletki brązowej. Od tego czasu poczyniłem wiele doświadczeń i dlatego pragnę się z Wami podzielić moimi najnowszymi wynikami. Pozwólcie mi przedstawić w paru słowach charakterystyczne cechy różnych gatunków paletek. W chwili obecnej znane są cztery odmiany gatunku Symphysodon, pielęgnowane w akwariach. W Ameryce istnieje ponoć piąty gatunek, zwany paletką czerwoną. Wiadomość ta nie jest do tej pory potwierdzona z punktu widzenia naukowego. A oto opis wspomnianych wyżej paletek:
Symphysodon aequifasciata axelrodi Schultz, znana pod nazwą paletki brązowej. Na tle ciemnobrązowego ciała przebiega pionowo dziewięć równych pasów, a czoło, oraz płetwy brzuszne i grzbietowa zdobione są niebiesko-zielonymi plamami. Nazwę swą otrzymała ta ryba na cześć Herberta Axelrode, który opisał ją po raz pierwszy wraz ze swoim współpracownikiem, Heroldem Schulze, a jednocześnie wyodrębnił jej cztery odmiany. Paletka brązowa jest już powszechnie znana. 0 jej udanej hodowli informowałem w Pradze i Brnie.
Symphysodon aequifasciata aeguifasciata Pallegrin, czyli paletka zielona. Kolorem dominującym jest tu brunatna zieleń. Plamy są bardziej zielone niż brązowe i bardziej wyraziste. Często są to mgliste, zamazane niuanse kolorystyczne, wynikające niejednokrotnie z samopoczucia i wpływu otoczenia. Odmiana ta jest najbliższa paletkom brązowym, już choćby dlatego, że posiada również dziewięć pręg.
Symphysodon discus Heckel – paletka Pompadur;, Kolorem i intensywnością pręg przypomina paletkę niebieską, którą następnie opiszę. Plamki błyszczą u niej wspaniałym blaskiem nie tylko na czole, wszystkich płetwach i przed nasadą ogona, ale i na środkowej części ciała. Dlatego też słusznie nosi nazwę ukochanej króla francuskiego, pani Pompadur. Odmianę tę spotyka się bardzo rzadko i z tego względu posiada najwyższą cenę. Podobnie jak u żaglowców, krzyżówki u paletek są możliwe. Dlatego też istnieje wiele odmian pośrednich, u których trudno ustalić pochodzenie.
Ostatni gatunek, o którym chciałbym najwięcej powiedzieć to Symphysodon aequifasciata haraldi Schultz – paletka niebieska. Nazwę otrzymała od imienia zmarłego już badacza Indian i ichtiologa, Haralda Schultze. W porównaniu z wyżej opisanymi rybami, gatunek ten wykazuje znaczniejsze różnice. Kolorem podstawowym jest brązowa czerwień, na tle której błyszczą metalicznie niebieskie plamy, pokrywające całe ciało. Najmocniej błyszczą na czole, wszystkich płetwach i przed nasadą ogona. Środek ciała ma nieco zamazany rysunek plam. Intensywność plam jest również, zróżnicowana, Pierwsza, przechodząca przez oko, piąta i dziewiąta – blisko ogona, są bardzo wyraźne, w kolorze brązowo-czerwonym. Pozostałe, mało lub wcale niewidoczne.
Otóż, pragnę Wam opowiedzieć o gatunku niebieskim, który udało mi się wyhodować. W roku 1963 otrzymałem bezpośrednio z Ameryki paletki niebieskie i Pompadur. Nie miały najlepszej kondycji i były bardzo wychudzone. Nie wytrzymały trudów podróży trzy niebieskie i jedna Pompadur. Pozostałe trzymają się do dnia dzisiejszego i wyglądają wspaniale. Mieszkanie moje mieści się na pierwszym piętrze i z tego powodu możliwości ustawienia akwariów są ograniczone. Dorastające ryby potrzebowały oddzielnych zbiorników i w tej sytuacji byłem zmuszony do sprzedania swoich par hodowlanych, gatunku brązowego. Mijały miesiące, a pomimo codziennej, troskliwej opieki i stosowania różnorodnego pokarmu – efektów nie było. Rodziło się we mnie przekonanie, że trzyletnie już ryby, zestarzeją się nie zostawiając potomstwa. Nareszcie, jesienią 1966 roku zaświtał promień nadziei. W dużych akwariach, o pojemności 400 – 500 litrów, zarówno paletki niebieskie, jak i Pompadur /w między czasie rozdzieliłem je gatunkami/ łączyły się w pary, broniąc zajętych przez siebie miejsc. Następnie przeniosłem po jednej parze do oddzielnych akwariów, o wymiarach 70 x 50 x 50 cm. Zbiorniki te pozbawione były warstwy żwiru. Zawierały jedynie filtr wewnętrzny, wbudowany w naczynie, oraz filtr torfowy. Twardość wody wynosiła 3-4°n, pH 5 do 6, podobnie zresztą, jak woda w dużych akwariach. Temperatura wody ,30°C, o dwa stopnie wyższa od stosowanej w zbiornikach 400 i 500, litrowych. W niedługim czasie ryby przyzwyczaiły się do nowych warunków. Nieskrępowane obecnością innych par, przystąpiły do składania ikry. Zdarzało się, że wciągu jednego dnia, trzy pary składały ikrę, lecz w dniu następnym nie było już z niej śladu. Zjadały nie tylko ikrę, ale i narybek wykluwający się w międzyczasie.
Paletka niebieska. Fot. J.Kopczyński
Zapytacie zapewne, dlaczego nie próbowałem usunąć ikry z akwarium tarliskowego, tak, jak to się robi u żaglowców, by w sposób sztuczny mogła się dalej rozwinąć? Słyszy się nieraz zdanie, że zdarzały się wypadki wyhodowania narybku przy pomocy gotowanych jaj, sprasowanych w torebkach z włókna. Opowiadania te wydają mi się nieprawdopodobne. Dlaczego nie mogę w to uwierzyć, wyjaśnię później. Kanibalizm u tych ryb – moim zdaniem – jest wynikiem braku zapasu pokarmu u par rodzicielskich. Ryby te posiadały warunki podobne do tych, jakie miały przed laty paletki brązowe. Również i pokarm był prawie ten sam. Mimo to, ciała ich nie były pokryte srebrzystą substancją odżywczą, konieczną do wyżywienia potomstwa. Problem ten omówiłem z wieloma lekarzami, biologami i ichtiologami, z kręgu moich znajomych. Rady ich zastosowałam następnie w praktyce. Z badań medycyny wiadomo, że krew samicy będącej w ostatnim stadium ciąży, zawiera znaczne ilości hormonów lactotropowych. Hormony te pobudzają organizm matki do wytwarzania mleka. Tego „mleka” w postaci srebrzystych punktów między łuskami, brakowało właśnie moim rybom. Jeżeli chodzi o dawanie zastrzyków z hormonów i witamin, to wydaje mi się to niemożliwe, gdyż injekcja taka wywoła u ryb niepokój i szok, a efekty wydają się wątpliwe. Tego rodzaju operacje mogą doprowadzić do śmierci. Tak więc, pozostały mi dwie możliwości doprowadzenia hormonów i witamin do organizmu ryb; poprzez rozpuszczenie hormonów i witamin w wodzie znajdującej się w akwarium, lub przez pokarm. Ze względu na trudności, jakie napotykaliśmy w uzyskaniu czystych hormonów, a jednocześnie w obawie przed ich rozkładem w wodzie, pozostała nam tylko jedna droga doprowadzenia tych substancji do organizmów ryb, a mianowicie, poprzez pokarm. W tym celu zaczęłem karmić rureczniki krwią zawierającą hormony. Krew taką można łatwo przechowywać w szklanym naczyniu w lodówce, nawet przez parę tygodni. Było to więc karmienie pokarmu. Dwa do trzech litrów rureczników, po uprzednim płukaniu w wodzie bieżącej przez kilka dni, przeniosłem do szklanego zbiornika, w którym znajdowało się 20 – 30 cm krwi. Temperatura nie przekraczała 5 do 6°C. Warunki takie zabezpieczały krew przed rozkładem, a rureczniki mogły się przez parę dni pożywiać. Początkowo obawiałem się zniszczenia rureczników, lecz rezultat okazał się zgoła zadziwiający. Podczas zbierania lub kupna rureczników wyczuwamy, że jest miękki. Natomiast po wspomnianej odżywce, staje się twardy jak drut, a jego refleks, objawiający się zbijaniem w kłębki na skutek uderzenia lub wstrząsu, znacznie się wyostrza. Jeżeli niekarmione rureczniki przechowujemy parę dni w bieżącej wodzie, zauważamy jego częściowy ubytek. Rureczniki, karmione i przechowywane w takich samych warunkach w ogóle nie giną. Apetyt ich jest zadziwiający. Po paru dniach pozostaje tylko niewielka ilość skoagulowanej krwi. Należy więc rureczniki przepłukać i ponownie umieścić na nowej porcji krwi, zawierającej hormony. Przed karmieniem ryb, płukałem rureczniki w letniej wodzie. Tak przygotowany pokarm, paletki chętnie spożywały. Równocześnie dodawałem do pokarmu, przeznaczonego dla wazonkowców, witaminę S. Pokarm składał się z gotowanej marchewki, grysiku itp. Nie chciałbym z tego, co do tej pory powiedziałem, wyciągać daleko idących wniosków. Powiem tylko, że zastosowana kuracja nie zaszkodziła paletkom, a długo oczekiwane efekty były aż nazbyt widoczne. Obecnie, dwie pary paletek karmią swe młode zupełnie normalnie. Przesadą byłoby twierdzenie, że sukces został osiągnięty dzięki zastosowaniu kuracji hormonowo-witaminowej. Eksperyment należałoby powtórzyć, lecz ze względu na brak par kontrolnych, nie mogłem tego uczynić. Gdyby jednak ktoś posiadał 100 par, wówczas mógłby u 50-ciu zastosować moją metodę, hodując pozostałe ryby normalnym sposobem. Wtenczas miałby możliwość stwierdzenia, czy obserwacje moje były słuszne. Wspomniałem na początku mojego artykułu, że nie wierzę w możliwość wyhodowania narybku przy pomocy sztucznych środków. Na potwierdzenie tego przytoczę bardzo interesujące obserwacje. Para niebieskich paletek złożyła ikrę i troskliwie opiekowała się narybkiem. W tym samym czasie, złożyła ikrę również para Pompadur. Ta ostatnia nie posiadała jednak zapasu pokarmu na swym ciele i z tego też powodu, odważyłem się na ryzykowny krok. Wyjąłem z akwarium doniczkę, na której złożona była ikra i przeniosłem ją do innego zbiornika. Chciałem bowiem wyhodować razem dwa wylęgi. Narybek pochodzący od paletek niebieskich rozwijał się bardzo szybko i osiągnął wielkość 6-8 mm. w momencie, kiedy młode Pompadur zaczynały dopiero pływać. W tym stanie rzeczy, nie mogłem połączyć ryb razem. Obawiałem się, że młode paletki niebieskie, które już uganiały się za cyklopem, zjedzą dopiero co wylęgłe paletki Pompadur. Rozdzieliłem więc wieczorem niebieskiego samca od samicy i jemu dodałem młode Pompadur, zaczynające już szukać pokarmu. Młode ryby znalazły od razu „nakryty stół” u swojego przybranego ojca. Samiec zaopiekował się nimi, co widać było, gdyż rybki obsiadywały jego ciało. Mimo to, brzuszki narybku się nie napełniały. Po 3 dniach przy życiu pozostała niewielka ich ilość, która następnie również zginęła. Widać z tego, że pokarm, spożywany przez narybek dwutygodniowy, nie odpowiada narybkowi dopiero co wylęgłemu. Tym bardziej wydaje się rzeczą niemożliwą stosowanie pokarmów sztucznych, produkowanych w laboratoriach, za każdym razem z pewną różnicą ich składu. Obserwacje te pozwalają więc zdementować pogłoski, dotyczące hodowli tych ryb sztucznymi środkami. Mam nadzieję, że moje spostrzeżenia i doświadczenia pobudziły Wasze zainteresowanie do hodowli tego pięknego gatunku.