Suszone rozwielitki były obok „jaj mrówczych” jednym z pierwszych pokarmów używanych dla ryb akwariowych. O ile rozwielitki są stosowane z dużym powodzeniem do dzisiaj, to o „mrówczych jajach” zapomnieliśmy już dawno, gdyż ich przydatność dla małych i delikatnych ryb egzotycznych była zawsze problematyczna, chociaż przed kilkudziesięciu laty prawie nikt tego nie dostrzegał. Suszone rozwielitki są chętnie zjadane przez ryby i jeśli ich karmienie odbywa się na zmianę z innymi pokarmami, to możemy być spokojni o prawidłowy wzrost narybku i kondycję ryb dorosłych. Pokarm ten przez długi czas unosi się na powierzchni wody, co również należy zaliczyć do jego zalet. W przypadku karmienia ryb dennych, np. sumików pancernych, wystarczy rozetrzeć go w palcach pod wodą, aby w postaci delikatnej mgiełki opadł na dno. W porównaniu z pokarmem wyrabianym sztucznie, ma mniejsze tendencje do zatruwania wody.
Wymienione zalety pozwalają przypuszczać, że suszone rozwielitki będą w dalszym ciągu należały do podstawowych pokarmów w akwarystyce. Wielu ludzi zajmuje się suszeniem rozwielitek, ciągnąc z tego pokaźne zyski, bowiem zebranie kilkudziesięciu kilogramów suszu w ciągu sezonu, leży w możliwościach każdego, kto ma blisko domu jakiś zbiornik wodny, w którym masowo rozwijają się rozwielitki. Owa masowość jest optycznie łatwa do stwierdzenia: na powierzchni wody widać różowe lub zielonkawe kłęby rozwielitek, a niejednokrotnie na całym lustrze widoczne są krocie tych skorupiaków.
Istnieje wiele sposobów suszenia. Chciałem w tym miejscu podać wypróbowaną przeze mnie metodę, która bez wielkich nakładów pozwoli zainteresowanym uzyskać dobre wyniki. Do sprzętu podstawowego trzeba zaliczyć siatkę, mały, sitko i gumowe buty rybackie, a dodatkowo można jeszcze wymienić pewien zapas papierowych worków po cukrze do składowania suszu.
Kształt siatki ma duże znaczenie praktyczne, bo decyduje o tempie połowu i o swobodzie manewrowania wśród roślin wodnych. Często przyglądałem się nad stawem, jak męczyli się ci, którzy mieli źle uszyte siatki. A błąd polegał przeważnie na tym, że worki siatek posiadały jednakową średnicę przy kabłąku i przy denku, co powodowało olbrzymie wybrzuszenie ścianek pod wpływem naporu wody. Oczywiście manipulacja takim sprzętem była bardzo utrudniona.
Dobra siatka powinna mieć średnicę 30 cm i całkowitą długość około 60 cm. Sam worek siatki składa się jak gdyby z dwóch części: pierwszej – bliższej kabłąka, mającej długość 23 cm i zwężającej się ku dołowi do średnicy 12 cm i drugiej – tzw. matni, tworzącej rurę o średnicy 12 cm, zakończonej półokrągło. Jako materiału do sporządzenia siatki używa się tiulu, najlepiej z tworzywa sztucznego, o oczkach wielkości – 1,5 mm. Siatkę zszywa się ręcznie, na okrętkę, mocną nicią, również z tworzywa sztucznego. Worek siatki przyszywa się do kabłąka kilkucentymetrowym paskiem mocnego płótna, które jest odporniejsze na przecieranie od tiulu.
Siatka do połowu rozwielitek
Kabłąk robimy z drutu (ø 5-6 mm) nie ulegającego korozji, a więc z utwardzonego mosiądzu, stali nierdzewnej lub ocynkowanej. Drążek do siatki powinien być lekki i mieć długość 2,3-2,5 m. Suszenie odbywa się na matach, to znaczy na kawałkach czarnego kretonu 0 rozmiarach 4×1,5 m. Na rogach prostokąta, a także pośrodku krótszych boków i w dwóch miejscach na bokach dłuższych, przyszywamy „uszy” z szerokiej, podwiązkowej taśmy gumowej. Na tych „uszach”, za pomocą drewnianych kołków rozpinamy matę w ten sposób, by cała jej powierzchnia była gładka i elastycznie naprężona. Przy kołkach o długości 50 cm mata unosi się zwykle 25 cm nad podłożem, co umożliwia przepływ powietrza również od dołu i w konsekwencji osusza płótno. Czarna barwa mały powoduje silne nagrzanie kretonu na słońcu, co przyspiesza tempo suszenia. Kreton o innych barwach daje się łatwo ufarbować domowym sposobem. Oczywiście liczba mat jest uzależniona od wielkości produkcji. Dla orientacji podam, że na jedną matę rozsypuje się przeciętnie 5 kg żywych rozwielitek, a z nich otrzymuje się około 0,5 kg suszu.
Spotykane tu i ówdzie siatki druciane lub muślinowe rozpięte na drewnianych ramkach nie zdają egzaminu przy produkcji suszu na większą skalę, ponieważ – poza innymi brakami – są niewygodne, gdyż nie dają się składać, tak jak maty płócienne.
Sitko do rozrzucania żywych rozwielitek składa się z ramy drewnianej, rozmiarów 45×25 cm, o bokach wysokości 8 cm. Ramę obija się siatką z cienkiego, nierdzewnego drutu, o oczkach 6×6 mm. Suszenie podlega pewnym rygorom, których nie wolno przekroczyć. Zasadą jest, aby wykonać je w jak najkrótszym czasie. Wtedy produkt będzie pełnowartościowy pod względem odżywczym, zachowa jasną barwę i będzie posiadał słaby zapach. Rozrzucanie żywych rozwielitek w formie kulek lub placków i suszenie ich przez kilka dni – jak to robią niektórzy amatorzy – trzeba uznać za niewłaściwe. W tym bowiem czasie muszą one ulec procesowi gnilnemu, a po wysuszeniu słaną się prawie czarne i będą wydzielały silny, nieprzyjemny zapach (o ile w ogóle nie zostaną zniszczone przez muchy, lubiące składać jaja na gnijących produktach). Właściwy proces suszenia powinien trwać 3-6 godzin, w zależności od natężenia promieniowania słonecznego, przewiewu powietrza i grubości nałożonej warstwy skorupiaków.
Duże znaczenie dla jakości suszu ma wielkość rozwielitek. Skorupiaki duże, twarde i charakterystycznie szeleszczące na siatce (Daphnia magna) są najłatwiejsze do suszenia i optycznie dają najładniejszy produkt. Pod względem wartości odżywczych ustępują jednak formom drobniejszym, o miękkiej, łatwo sklejającej się skorupce. Suszenie rozpoczynamy rano, takiego dnia, kiedy wyczuwamy, że będzie pewna pogoda. Najpierw łowimy rozwielitki pływające w kłębach. Jeden lub dwa ruchy z dołu ku górze powinny zlikwidować cały kłąb. Po wyłowieniu ich przechodzimy do skorupiaków pływających po całej przestrzeni wodnej, chwytając je rytmicznymi ruchami w kształcie ósemki, z lekką tendencją do przyciągania wody w kierunku brzegu, a nie odpychania jej ku środkowi stawu.
Do siatki wchodzi jednorazowo ponad 2 kg żywych rozwielitek, natomiast na matę rozsypujemy, jak już zaznaczyłem, przeciętnie 5 kg. Dla napełnienia więc maty trzeba dokonać co najmniej dwóch dojść z rozwielitkami. Rozwielitek nie należy wyciskać, bo zgniecione łatwo się sklejają i pozbawiają najcenniejszych składników odżywczych. Schwytane skorupiaki wysypujemy do sitka (ramki), z którego wytrząsamy je równomiernie na matę, wykonując ruchy w lewą i prawą, stronę. Właściwie sitko jest największą „pomocą techniczną” przy produkcji suszu i przez niektórych producentów ukrywane w tajemnicy. Rozrzut sitkiem jest wprost idealny. Na matę spadają pojedyncze rozwielitki, układając się w warstwę dowolnej grubości. Praktyka wykazuje, że warstwa nie powinna być grubsza od 4-7 mm.
Rozpięta mata do suszenia rozwielitek
Część wody ze skorupiaków zostaje natychmiast odciągnięta przez płótno reszta wyparowuje w słońcu i lekkim przepływie powietrza. W trakcie suszenia nie wolno dotykać rozwielitek, rozgrzebywać ich, czy przewracać. Każde naruszone miejsce powoduje odklejenie się suszu od podłoża i nawet przy lekkim wietrze może być przyczyną wywiania go poza matę.
Zbierania suszu dokonujemy za pomocą cienkiej listwy drewnianej, lub jeszcze lepiej – małej linijki szkolnej, k+ór3 „golimy” rozwielitki niczym brzytwą, zgarniając całość w jedno miejsce. Dobrze przygotowany susz zgarnia się w całości nie zostawiając prawie żadnych siadów na macie. Po przeniesieniu suszu do domu przesiewamy go przez wspomniane sitko i rozdrabniając większe partie i usuwając ewentualne zanieczyszczenia, np. glony muszelki, itp. Gotowy produkt przechowujemy w papierowych workach po cukrze, zamykając je dość skrupulatnie, aby nie zalęgły się mole, które potrafią w krótkim czasie zniszczyć całą zawartość. W razie zauważenia tych owadów lub ich larw należy susz wysypać na blachy, służące do pieczenia ciasta i wstawić do piekarnika w celu ich zabicia. Worki z suszem należy przechowywać w suchym i przewiewnym miejscu. Nie sądzę, by do tego celu nadawały się strychy. Najlepsze są nie zamieszkane pokoje, lub inne, suche pomieszczenia. Masowe występowanie u nas rozwielitek obserwuje się od późnej wiosny do wczesnej jesieni. Klimat nasz nie odznacza się zbyt wielką ilością dni słonecznych, przydatnych do suszenia, ale ten brak możemy zrekompensować liczbą mat. Mając ich dziesięć można w ciągu jednego słonecznego dnia pozyskać 5 kg suszu. Nie musimy się obawiać prędkiego wyeksploatowania zasobów stawu. Rozwielitki rozmnażają się szybko, szczególnie w żyznej wodzie, np. tam gdzie pływają gęsi lub kaczki. W tym miejscu chciałbym jeszcze poinformować zainteresowanych, że są ludzie silnie uczuleni na zetknięcie się z suszonymi rozwielitkami. Występuje u nich podrażnienie skóry, przejawiające się pokrzywką na twarzy i górnej części ciała, a także zapalenie spojówek. W cięższych przypadkach obserwuje się dodatkowo wycieki z nosa, a nawet ostry bronchit. Dolegliwości ustępują pod wpływem zażywania leków, jednak osoby takie nie powinny w żadnym przypadku zajmować się suszeniem rozwielitek lub ich składowaniem.
_______________
UCZULENIE NA ROZWIELITKI
Wysuszone rozwielitki (Daphnia sp. L.) są jednym z najpopularniejszych pokarmów ryb akwariowych. Mało kto jednak wie, że dla niektórych akwarystów lub ich rodzin mogą stanowić pewnego rodzaju utrapienie. Występuje bowiem w nich alergen (substancja wywołująca nadwrażliwość) o złożonym składzie antygenowym (substancja wzbudzająca w odpowiednich warunkach wystąpienie w organizmie odpowiedzi odpornościowej – immunologicznej) przy czym niektóre składniki tego alergenu mogą być przyczyną uczuleń u ludzi. Pierwszy zwrócił na to uwagę K. Way, który w 1940 r. przedstawił przypadek dychawicy oskrzelowej jako uczulenia na rozwielitki 1. Inni autorzy podają dalsze podobne przypadki oraz opisują nieżyt nosa z tego samego powodu 2.
Obecnie nie wiadomo jeszcze, który ze składników alergenów rozwielitek bierze udział w procesie uczulania organizmu ludzkiego; przypuszcza się że główną rolę odgrywają tu substancje białkowe powłok. Wykazano że antygeny alergenu rozwielitek, są podobne do antygenów ciała pszczół, a różne od alergenów pyłkowych i kurzu domowego 2.
Stanisław BARTELIK Gowid RADLIŃSKI
_____________ 1 Feinberg A. i wsp.:J.Allergy 1956, 27, 437 2 Sankowska E.:Pol. Tyg. Lek. 1984, 39, 403