Kiedy przed ponad rokiem („Akwarium” nr 4/86) informowałem Czytelników o wyprawie organizowanej przez toruńskich studentów ani ja, ani oni nie wiedzieli jeszcze jakie to trudności muszą pokonać, ile rozwiązać łamigłówek zdawałoby się nie do rozwiązania, ile zburzyć barier ludzkiej obojętności. Wszystko w połowie roku 1986 układało się pomyślnie.
Autobus w rowie. Cóż, wyprawa nie miała szczęścia na samym początku
Książka „Endemiczne pielęgnice wielkich jezior Afryki” ukazała się w lipcu (formalnością jest tylko przypomnienie, że to właśnie zysk z jej sprzedaży pozwolił zorganizować tę ekspedycję), trasa była opracowana, samochody zakupione, paszporty wyrobione, konserwy zapakowane i zdawało się, że w sierpniu przyszli naukowcy z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu wyruszą na kontynent tak gorący i czarny jak świeżo zaparzona, kryzysowa robusta. Skończyły się jednak żarty, a zaczęły schody… a to statek nie przypłynął do portu, a to nie można było zabukować samochodów pod pokładem, a to z biletami lotniczymi były kłopoty, a to… tysiące różnych mniejszych i większych kłopotów spadało na głowy tych jedenastu ludzi. Tylko 1 1 – lekarz dosłownie kilka dni przed wyjazdem rozchorował się ciężko i ryzykując ogromnie uczestnicy wyprawy postanowili wyjechać bez opieki lekarskiej. Wylecieli samolotem z Warszawy do Moskwy 24 października 1986 roku. Tam dwa dni trzeba było czekać na odpowiednie połączenie z Dar-es-Salaam. W Afryce znaleźli się 27. Zaraz też nawiązano kontakt z polską ambasadą i Uniwersytetem w Dar-es-Salaam.
Jezioro Malawi, Może to kolejny cud świata?
Co tam ryby i nawet Beata – ten wspaniały aparat był najważniejszy
Dwa dni później do portu wszedł „Zygmunt August” na pokładzie którego znajdowały się dwa samochody; Tarpan i Star. Płynęły one umieszczone na pokładzie tego statku ponad 2 miesiące. Na początku listopada uczestnicy wyprawy dostają wiadomość, że Star jest poważnie uszkodzony (widocznie nie zniósł dobrze tej morskiej podróży) i nie nadaje się do jazdy nad jezioro Tanganika. Kierownik wyprawy doc. dr hab. Andrzej Giziński wspólnie ze swoimi zastępcami Krzysztofem Wiecheckim i Wojciechem Gręźlikowskim prowadził rozmowy z władzami Uniwersytetu w Dar-es-Salaam aby zyskać od tej uczelni jakiś środek transportu. Po kilkugodzinnych rozmowach Uniwersytet zobowiązuje się zapewnić transport z miejscowości Mbeya nad jezioro Malawi. Cały harmonogram prac badawczych zostaje zburzony w ciągu paru chwil. Wszak wyprawa nosiła nazwę „Tanganika 86’/i nad tym jeziorem miano badać ryby z rodziny pielęgnicowatych, miano przeprowadzać ichtiologiczne badania jeziora ze szczególnym uwzględnieniem biologii ryb z rodziny Cichlidae, 'mino dokonywać badań hydrobiologicznych i meteorologiczno-klimatologicznych.
Doc. dr hab. Andrzej Giziński (z prawej) musiał w Afryce rozwiązać sporo problemówWojciech Grężlikowski kręcił jak mógł – przez cały czas
Zmiana trasy, zmiana programu. 11 listopada uczestnicy wyruszają koleją tanzańsko-zambijską Tazara do Mbeyi gdzie czeka na nich autobus Uniwersytetu. Po załatwieniu odpowiednich formalności (trzeba było uzyskać zgodę na zmianę lokalizacji polskiej ekspedycji) wyruszają do Matemy, gdzie zostają zakwaterowani w misji luterańskiej. Zaraz też przygotowują się do prac naukowo-badawczych i już! 17 listopada zaczynają pobierać pierwsze próby z jeziora Malawi. Od chwili wylądowania na czarnym lądzie do chwili wejścia po raz pierwszy do jeziora upłynęło 20 dni. „20 straconych dni na załatwienie różnych, czasami bzdurnych formalności – mówili uczestnicy wyprawy. – Gdybyśmy to załatwili w ciągu 10 dni, ile moglibyśmy jeszcze zrobić?”
Najczęściej w południe spienione fale biły o skalisty brzeg
Spokojna aż po horyzont tafla jeziora Malawi
Trudno, czasu nie można zatrzymać, trzeba umieć z niego korzystać, nawet w najtrudniejszych warunkach, najcięższych chwilach. Zabrali się solidnie do pracy. Odłowili 30 gatunków ryb pielęgnicowatych i kilka gatunków ryb karpiowatych. Między innymi Haplochromis rosirotus, H. borleyi i trzy nieokreślone ryby tego gatunku, H. euchilus, Pseudofrophes zebra, Peirotilapia tndentiger, Labeofropheus fuellerborni, Melanochromis sp., Pseudofropheus fropheops i dwa nieokreślone gatunki Pseudofropheus, Ramphochromis sp., Lethrinops sp. Na przestrzeni 10 km między Matemą a Lumbirą utworzyli 4 stacje obserwacyjne, wykonali kilkaset zdjęć, nakręcili parę filmów, 230 ryb umieścili w formalinie, 130 przekazali Uniwersytetowi w Dar-es-Salaam, 42 żywe ryby z 14 gatunków przywieźli do kraju. Zbadali wodę jeziora, w Ikombe prowadzili badania nad planktonem, poznawali fascynującą kulturę i zwyczaje ludności tego regionu świata. Po kilkutygodniowym pobycie nad jeziorem Malawi, po załatwieniu wszystkich formalności związanych z wywozem żywych ryb, oraz zakonserwowanych preparatów 8 grudnia wsiadają do samolotu w Dar-es-Salaam i via Moskwa wracają do Warszawy. Po wielu, wielu perypetiach, ekspedycja naukowa toruńskich studentów i naukowców zakończyła się szczęśliwie.
Popatrz, może wreszcie odkryliśmy nowy gatunek – zdaje się mówić Krzysztof do Beaty
Zdjęcia: K. Wiechecki
Co dalej? Teraz trzeba opisać, zbadać i zabezpieczyć zbiory, które przywieziono z Afryki. W niedalekiej przyszłości ma powstać książka – album zatytułowana „Ryby jeziora Malawi”. Prawdopodobnie ukaże się ona pod koniec 1988 roku, a jej autorzy Beata i Krzysztof Wiecheccy, oraz wydawcy Zarząd Główny Polskiego Związku Akwarystów i Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu dołożą starań aby te kilkaset barwnych zdjęć wydrukowano na dobrym papierze (może to być kreda), aby okładka była sztywna, lakierowana bądź foliowana. Trzeba rozmnożyć ryby, które przywieziono, nieznane gatunki opisać, nadać im polskie nazwy. Pracy jest sporo, a tu już trzeba myśleć o następnej wyprawie starając się unikać błędów, które wyprawę naukową zamieniały czasami w biurokratyczną szarpaninie. Cóż, jak mówili starożytni „Per aspera ad astra”, a ja dodam tylko od siebie, że te gwiazdy czasami znajdują się kilkadziesiąt metrów pod wodą. Zadaniem człowieka jest pokazać ich piękno wszystkim.