Akwarystyką zajmuję się od 10 roku życia. Zrobiłem w międzyczasie dużo błędów, których przyczyną była mała wiedza spowodowana brakiem fachowej literatury, 30 lat doświadczeń akwarystycznych doprowadziło mnie do kilku wręcz rewelacyjnych odkryć. Na przestrzeni tych lat starałem się w miarę możliwości karmić ryby żywym pokarmem. Starałem się, żeby pokarm ten był niejednorodny. Łowiłem czasami jednego dnia wrotki, rozwielitki, larwy wodzienia i komara. Byłem zmuszony pozyskiwać pokarm w kilku stawach. Dziwnym może stać się fakt, że dopiero ostatnio, a dokładnie późną jesienią 1987 roku zdarzyło mi się razem z planktonem przynieść do akwarium stułbię i do tego dwa gatunki stułbię pospolitą i stułbię zieloną. Sięgnąłem do literatury fachowej lecz zrezygnowałem z pozbycia się stułbii przy pomocy podanych tam sposobów, gdyż wydały mi się jak nie ryzykowne to zbyt kłopotliwe, a co najgorsze nie dawały 100% pewności. Najprościej było wyłowić kilka gatunków ryb, w tym ok. 1000 szt. narybku tęczanki wspaniałej, wyrzucić z kilkunastu zbiorników 40 gatunków przepięknych, zdrowych roślin, wyrzucić podłoże, zdezynfekować zbiorniki i zacząć praktycznie od nowa. Wydało mi się to absurdem, a że wyznaję zasadę, że z każdej najgorszej nawet sytuacji są dwa wyjścia, zacząłem myśleć nad nowym sposobem pozbycia się tego stworzonka. Spróbowałem najprostszego sposobu, który dawał gwarancję bezpieczeństwa dla narybku i ryb, a ponadto nie skazywał moich roślin, zdobytych z trudem i dużym nakładem finansowym na zagładę. W związku z tym, że temperatura wody w środowisku naturalnym stułbii jest raczej niska, podniosłem temperaturę wody w zbiornikach do 32°C. Wiedziałem, że taka temperatura nie wpłynie ujemnie ani na ryby ani też na rośliny, bo niejednokrotnie podczas moich doświadczeń próbowałem tego. Zawsze ryby jak i rośliny trzymałem w górnym przedziale temperatury. Recenzował: dr Henryk Jakubowski |