Kiedy przed dwoma laty odwiedziłem gród Kopernika – jak to czasami ładnie o tym mieście mówią i piszą – czyli po prostu Toruń i poznałem miłe małżeństwo które zorganizowało wystawę akwarystyczną – nie przypuszczałem, że nasze losy, tzn. Beaty i Krzysztofa Wiecheckich i redakcji Akwarium tak się splotą i to niebawem. A wszystkiemu „winna” oczywiście akwarystyka. W czasie trwania wystawy akwarystycznej w Krakowie spotkaliśmy się ponownie i wówczas dowiedziałem się, że Sekcja Ichtiologiczna Studenckiego Koła Naukowego Biologów przy Instytucie Biologii Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika (uff – co za długa nazwa) zamierza zorganizować latem 1986 roku wyprawę nad wielkie jeziora afrykańskie, aby w naturalnych warunkach obserwować pielęgnice tam żyjące. Zamierzenia wspaniałe, tylko aby je zrealizować potrzeba – bagatela, paru milionów złotych. Skąd wziąć na wyprawę pieniądze – głowili się pomysłodawcy, organizatorzy i uczestnicy. Władze uczelni, instytucje i urzędy państwowe pomagały jak tylko mogły, ale kiesa ciągle nie była pełna. I to wówczas właśnie zrodził się pomysł napisania książki o pielęgnicach afrykańskich aby z zysku z jej sprzedaży sfinansować, no, powiedzmy znaczną część tej naukowej ekspedycji.
Przed takim wyjazdem jest o czym gadać…
Rozmowa w Krakowie była krótka ale bardzo konkretna. Uzgodniliśmy terminy i w lutym 1986 roku Zakłady Graficzne w Toruniu zaczęły drukować książkę, której w chwili obecnej niestety już w sklepach się nie zobaczy. Na marginesie ciekawostka – książkę prawie 120 stronicową wydrukowano w 5 miesięcy, ostatnie nasze numery Akwarium drukujemy w 10-12 miesięcy. Bez komentarza! Kiedy słowa te dotrą do Czytelnika, autorzy książki „Endemiczne pielęgnice wielkich jezior Afryki” Beata i Krzysztof Wiecheccy, wraz z opiekunem Sekcji – doc. Andrzejem Gizińskim oraz 12 innymi osobami, znajdują się w Afryce nad jeziorem Tanganika i pracują naukowo nad materiałem – być może do następnej książki.
Haplochromiś ishmaeli będzie również przedmiotem badań naukowych
Gdyby nie ogromna praca organizatorska wszystkich uczestników tej wyprawy- trzeba powiedzieć jasno – nigdy nie doszłaby ona do skutku. W tym kraju student, bądź młody naukowiec oprócz tego że myśli i ma tak zwany „olej w głowie” musi mieć siłę przebicia, spryt, inteligencję, dar rozmawiania i przekonywania ludzi wielkich i małych, orientację ogólną i szczegółową, i jeszcze parę innych cech. W sprawę wyjazdu i wydania książki (łączyły się te rzeczy ze sobą nierozerwalnie) zaangażowanych było parę ministerstw, ale bez ludzi chcących naprawdę pomóc studentom w wyprawie „Tanganika 86”, chyba niewiele one same mogłyby zrobić. Jest jednak faktem, że w tej chwili, czyli przez dwa miesiące; lipiec i sierpień 86 roku, młodzi ludzie z Uniwersytetu Toruńskiego badają i obserwują pielęgnice żyjące w jeziorach Malawi, Tanganika i Wiktorii. Swoje obozy planowali rozbić w Mpulungu Sumbu, Niombe oraz Mba Mbamba Bay. Z wyprawy tej przywiozą na pewno dużo zdjęć oraz może kilka filmów, jako że w wyprawie uczestniczy Wojciech Gręźlikowski – szef klubu filmowego człowiek, który potrafi załatwić wszystko – jak o nim mówią. Dwóch płetwonurków powinno spenetrować dość dokładnie dna jezior i dostarczyć na powierzchnię te ryby, które są jeszcze nieznane, bądź niezbyt dokładnie opisane. Zamierzali zbadać dno, stosunki ekologiczne i plankter, porobić badania hydrologiczne i hydrobiologiczne. Mniemam, że zamierzenia uda się zrealizować. Doc. dr hab. Andrzej Giziński który jest opiekunem Sekcji, powiedział mi, że istnieje ona dzięki pracy właściwie jednego człowieka – Krzysztofa Wiecheckiego. Gdyby nie jego upór, zaangażowanie żony (studentki IV roku prawa) w pracę Sekcji – dzisiaj Sekcja by nie istniała, a studencka wyprawa z Polski nad jeziora afrykańskie nigdy by tam nie dotarła. Opiekun Sekcji bardzo wysoko ceni dzisiaj jej działalność, ponieważ studenci rozmnożyli kilkanaście gatunków ryb sprowadzonych z zagranicy i nigdy dotychczas nie hodowanych w naszym kraju, wydano katalog informacyjny o wystawie endemicznych ryb pielęgnicowatych z jezior Afryki wschodniej, kilka artykułów fachowych zamieszczono w czasopiśmie Akwarium no i wreszcie ta książka, która ukazała się w błyskawicznym tempie i tak też została sprzedana. Co ta wyprawa przyniesie nowego? Pytanie jest retoryczne, ponieważ przyrodnik powinien badać przyrodę na miejscu, a nie czytać w książkach jak ona wygląda. Tak jak muzułmanin musi chociaż raz w życiu odwiedzić Mekkę lub Medynę tak hydrobiolog powinien pojechać albo nad Bajkał albo nad jezioro Tanganika gdyż to właśnie tam występują zjawiska biologiczne niezbędne do poznania otaczającego nas świata. Przyrodę trudno jest poznawać z filmów przyrodniczych, albo z opowiadań wielkich podróżników, tak jak trudno jest poznać smak lizaka liżąc go przez grubą szybę. Wyprawa trwa – plon jej, a więc referaty, filmy, ciekawe gatunki ryb, będzie można na pewno podziwiać na wystawach czy prelekcjach które powstaną. Już dzisiaj jednak wiadomo, że studenci chcą zorganizować następną wyprawę i wydać następną książkę. Oby i te plany spełniły się szybko dla dobra nauki i człowieka, który na co dzień książkę akwarystyczną może zobaczyć co najwyżej w swojej wyobraźni.