Wywiad z p. Adolfem BERNHARDTEM,
nestorem właścicieli
sklepów zoologicznych w Polsce.
„AKWARIUM” – Zwracając się do Pana z uprzejmą prośbą o wypowiedź, chcielibyśmy zapoczątkować na łamach naszego czasopisma, prezentację bardziej zasłużonych dla rozwoju polskiej akwarystyki właścicieli prywatnych sklepów zoologicznych w naszym kraju. W tym roku mija 31 lat nieprzerwanej działalności po wojnie Pańskiego sklepu „Egzotyka”, przy ul. Nowy Świat w Warszawie. A przecież i parę lat przed wojną prowadził Pan duży sklep na ul. Miodowej. W roku 1947 warszawskie gazety, informując o otwarciu sklepu zoologicznego na Nowym Świecie, widziały w tym fakcie synonim prawdziwie odrodzonej po wojennych zniszczeniach stolicy! Jak Pan ocenia owe trzydziestolecie swej pracy, m.in. także dla upowszechniania akwarystyki?
A. BERNHARDT – Przyrodą interesowałem się od lat chłopięcych. Pierwsze rybki, które zacząłem hodować były rybami krajowymi, takimi jak: różanki, orfy, piskorze i wiele innych. Miałem wtedy 9 lat. Na długo przed pierwszą wojną światową w naszych sklepach nie było jeszcze wiele rybek egzotycznych, a ozdobę ówczesnych akwariów stanowiły takie rośliny jak: kabomba, strzałka, wywłócznik, moczarka. Podręczniki akwarystyczne zalecały też hodowanie różnych roślin krajowych, które dobrze znoszą zimną wodę w akwarium. Te moje pierwotne zainteresowania przyrodnicze przekształciły się w trwające do dziś pasję. W roku 1936 postanowiłem otworzyć sklep zoologiczny, starając się w szerokim zakresie propagować wszelkie nowości zoologiczne, w tym także akwarystyczne. Byłem znany w Niemczech wśród właścicieli firm zoologicznych. Ułatwiało mi to sprowadzanie ciekawych okazów zwierząt. Rozliczenia handlowe przeprowadzać było łatwo. Nie było zakazu transferowania walut za granicę. Można je było nabywać w każdym kantorku „wekselstube”. Za jednego dolara płaciliśmy 5,18 zł, za markę niemiecką 2 zł. Mój sklep, na ul. Miodowej 6, szybko zyskał sobie sławę i popularność. Wachlarz sprowadzanych zwierząt był bardzo szeroki: od węży, ptaków, płazów czy małp po przez ryby egzotyczne, słodkowodne i morskie, środki chemiczne dla preparowania wody morskiej. Największym powodzeniem cieszyły się wtedy kolorowe ukwiały. Obecny mój sklep jest niewielki, ciasny i może nie zawsze jest w nim tak, jak bym tego pragnął. Ogromna aktualnie różnorodność gatunków fauny akwariowej nie pozwala na stałe oferowanie klientom pełnego jej wachlarza. Tym niemniej staram się dobierać oferowany towar tak, aby wzbudzał zainteresowanie akwarystów nowościami. Sprowadzamy paletki, grubowargi (Labeo), bedotie, pielęgnice i pyszczaki. Posiadamy też przy tym nasze rodzime ryby krajowe. Ciekawe rośliny otrzymuję z Holandii i RFN, a są to zazwyczaj takie, których w Polsce dotychczas nie było. Szeroko propaguję różne rodzaje importowanych pokarmów dla ryb. Swego rodzaju plagą w mej działalności jest stała potrzeba leczenia chorych ryb, zwracających się o to do mnie klientów. Najczęściej występującą chorobą jest ospa rybia (Ichthyophthiriasis), której powszechność widzę w niewłaściwym karmieniu ryb i częstym ich przekarmianiu. Nie ma tygodnia aby przeciętnie 10 osób nie zwracało się o ratunek dla swych rybek. Minione trzydziestolecie mojej zoologicznej „działalności” na Nowym Świecie to też okres popularyzacji akwarystyki. Zainteresowanie nią jednak nie jest obecnie tak powszechne i spontaniczne jak to bywało np. w czasach gdy w akwariach królowały głównie złote rybki różnych odmian.
AKWARIUM – Pana szacowny wiek, ponad 80 lat, pozwala Panu zapewne na dokonywanie porównań tego wszystkiego co w dziedzinie akwarystyki działo się na przestrzeni ponad 75-lecia, To przecież szmat czasu, wiele zmian, setki i dziesiątki tysięcy klientów w Pana sklepie, wiele ryb i roślin wodnych, z którymi Panu przyszło się zetknąć. Jakie Pana zdaniem ryby i rośliny w ciągu tych wielu lat cieszyły się największym zainteresowaniem akwarystów?
A. BERNHARDT – W pierwszych latach mych akwarystycznych zainteresowań jako okazy egzotyczne sprowadzane były wielkopłetwy wspaniałe, odmiany złotej; cena jednej ryby była duża, bo 1/4 rubla. Bojowniki syjamskie np. nie były jeszcze znane. Za ładne i poszukiwane uznawano karasie złociste, których okazy o długości 5 cm kosztowały 20 kopiejek. Były one chętnie kupowane, bo ich hodowla była prosta. Odmiany welonowe złotych rybek, czyli raczej powszechnie dziś pogardzane welony, były bardzo drogie. Trzeba nadmienić, że w owych latach ogrzewanie akwarium było bardzo kłopotliwe. Praktykowało się ogrzewanie lampkami spirytusowymi od spodu lub lampkami oliwnymi wewnątrz basenu. Lampkę taką wstawiało się do rurki z blachy cynkowej, która nagrzewając się ogrzewała wodę. Ryby karmiono przeważnie suszonym sproszkowanym mięsem. Chorób ryb akwariowych raczej nie obserwowano. Rybki kupowaliśmy u Sondermana na ul. Świętokrzyskiej, lub Peszta i Funka na ul. Brackiej. Dopiero po pierwszej wojnie światowej Warszawa zaczęła sprowadzać trochę więcej ryb egzotycznych. Wielką sensację stanowiły wtedy Girardinus guppyi, najzwyklejsze gupiki, których obecnie nikt nie chciałby kupić. Pojawił się też wtedy Girardinus reticulatus *).W roku 1928 ukazały się pierwsze brzęczki do aeryzacji wody, które niemiłosiernie brzęczały oraz ciągle psujące się grzałki. Hodowanie i pielęgnacja rybek w akwarium, w tamtych odległych już dziś czasach, wymagały wiele poświęcenia i pracy. W okresie kiedy prowadziłem już sklep głównym moim dostawcą zagranicznym, pośredniczącym między mną a firmami niemieckimi, był p. Rodhe. Gdy przylatywały samolotem zamówione okazy zwierząt, po załatwieniu formalności celnych, natychmiast dostarczano mi je do sklepu. Cła nie trzeba było płacić, jedynie koszta operacji manipulacyjnych. Amatorów na nowe ryby i w ogóle osób zajmujących się hobbystycznie akwarystyką było o wiele więcej niż obecnie. Głównie byli to urzędnicy, aptekarze, fabrykanci, właściciele sklepów, między innymi całe warszawskie Nalewki, gdzie mieszkali zamożni Żydzi. Ci ostatni sprowadzali najczęściej drogie i rzadkie okazy. Na przykład magazyn futer w Alejach Ujazdowskich kupował welony, których cena przekraczała 300 zł za sztukę! Wprawdzie dziś skład socjalny moich klientów radykalnie się zmienił, przeważa wśród nich młodzież, co jest bardzo pocieszające, ale tym nie mniej ogół społeczeństwa nie wykazuje tak szerokiego zainteresowania akwarystyką, jak to bywało dawniej. Według mnie należałoby to łączyć ze zbyt małą propagandą akwarystyki. Szkoła też w niedostatecznym stopniu wpaja młodzieży miłość do przyrody, nie pobudzając naturalnego u młodych ludzi zainteresowania dla hodowania rybek w domu. Jeśli zaś chodzi o „mody” akwarystyczne to bardzo różnie z tym bywało. Aktualnie najpopularniejsze są chyba ryby żyworodne, takie jak mieczyki czy platki, a także wszelkie pielęgnice. Obserwuję też stałe zapotrzebowanie na rośliny, brak zaś jest akwarystów, którzy mogliby sprostać trudnemu zadaniu nasycenia rynku. Dlatego też nawet najdroższe rośliny akwariowe szybko znajdują nabywców.
AKWARIUM – Można powiedzieć, że Pana sklep z racji swego znakomitego położenia na „warszawskim szlaku królewskim”, znany jest dosłownie na całym świecie, poprzez obcokrajowców, którzy chętnie bywają u Pana, Encyklopedia oxfordzka poświęca Panu i Pańskiej „Egzotyce” osobne hasło; otrzymuje Pan oficjalne zaproszenia zagraniczne. Jakie spotkania z obcokrajowcami najbardziej utkwiły w Pana pamięci?
A. BERNHARDT – Pytanie jest dla mnie dosyć kłopotliwe i trudne. Rzeczywiście bardzo wielu obcokrajowców odwiedza mój sklep. Zwierzęta zakupione u mnie powędrowały już do wielu krajów i to nawet dla nas egzotycznych. Publikowano zdjęcie z mojego sklepu i o nim samym pisano w różnych czasopismach zagranicznych, ostatnio np. w Szwecji. Jakie spotkania zapamiętałem? Z osób bardziej może znanych akwarystom wymienię p. Herberta Axelroda, amerykańskiego wydawcę literatury akwarystycznej i przyrodniczej; nie rozmawialiśmy jednak o rybach, ale o gołębiach! Odwiedził mnie też Gerhard Brünner – znawca roślin wodnych i autor wielu publikacji z tej dziedziny. Często widuję u siebie akwarystów ze Związku Radzieckiego, CSRS, NRD. Właściwie to naprawdę trudno mi wymienić wszystkich.
AKWARIUM – Czy Pana zdaniem właściciele sklepów zoologicznych w Polsce nie stoją trochę na uboczu naszego ruchu akwarystycznego? W innych krajach, np. NRD czy CSRS, jest inaczej, tam są oni często bardzo aktywnymi członkami organizacji akwarystycznych. Jak Pan widzi ten problem u nas? Co Pan sądzi o wciągnięciu Was, właścicieli sklepów zoologicznych, do ruchu który reprezentuje nasz dwumiesięcznik? Jaka jest Pana opinia na temat ewentualnego wprowadzenia do statutu Polskiego Związku Akwarystów pojęcia „członkowie wspierający”, którzy mogliby rekrutować się właśnie spośród osób takich jak Pan?
A. BERNHARDT – Wydaje mi się, że właściciele sklepów zoologicznych w pewnym stopniu obawiają się konkurencji, chociaż obawy te są nieuzasadnione. Udział prywatnych sklepów zoologicznych w działalności jaką reprezentuje PZA i czasopismo „Akwarium”, należałoby jedynie poprzeć. Wasza działalność żywotnie łączy się z naszymi dążeniami, a są nimi szersza popularyzacja akwarystyki, wychowawcze oddziaływanie na młodzież, upowszechnianie miłości i zainteresowania dla przyrody. Sklepy nasze nastawione są głównie na działalność komercyjną, mając na uwadze zapotrzebowanie społeczne na towary, które oferujemy. Ściślejsze powiązanie naszej działalności z pracą prowadzoną przez Waszą organizację, poprzez np. reklamę osiągnięć i celów PZA, jest konieczne i celowe. W swoim czasie propagowałem Wasz Klub Miłośników Złotych Rybek i jego pierwszą Ogólnopolską Wystawę, zdobywałem dla Waszych potrzeb określone ryby krajowe itd. Mój wiek w jakimś stopniu ogranicza możliwość mojego aktywnego udziału w Waszych imprezach, ale fakt, iż np. leczę chore ryby akwarystom, świadczy, iż tego typu działalność jest potrzebna, a nie zawsze o ile wiem PZA takimi sprawami się zajmuje. Nie wystarczy pisać o chorobach w czasopiśmie ani sprzedawać za pośrednictwem sklepów zoologicznych określone lekarstwa. Bezpośredni i żywy kontakt z często jeszcze niedoświadczonym i niezrzeszonym akwarystą jest bardzo potrzebny i takie funkcje, jak mi się wydaje, między innymi spełniamy. „Członkowie wspierający” – rozumiem to w ten sposób, że jako właściciel sklepu zoologicznego mógłbym stać się moralnym i finansowym mecenasem idei i celów, które propagujecie. Nasze zbliżenie do Waszej organizacji, jak mi się wydaje, może również i nam przynieść określone, bezpośrednie korzyści w postaci np. reklamy, wzrostu klienteli, możliwości współpracy w zakresie wymiany towarowej z ZG PZA itd. Do takiej współpracy deklaruje swoją gotowość i chętnie stałbym się jednym z pierwszych właścicieli sklepów zoologicznych należących do Waszego Związku, jako tzw. „członek wspierający”.
AKWARIUM – Wprawdzie z osobistych upodobań, zainteresowań i wykształcenia jest Pan bardziej ornitologiem niż „akwariarzem”, oprócz ryb i roślin wodnych prowadzi Pan także dział herpetologiczny, oferując wiele różnych, ciekawych gadów i płazów. Jest Pan przecież jedynym dostawcą żab dla wszystkich placówek naukowych w całej Polsce. Za pośrednictwem Pana sklepu ryby akwariowe „grały” w filmach. Polska Telewizja także stale korzysta z Pańskich usług. Jak Pan ocenia zagadnienie propagowania u nas takich pasji, jak akwarystyka czy terrarystyka?
A. BERNHARDT – Częściowo na postawione pytanie odpoiedziałem już wyżej. Oczywiście właściwe zrozumienie roli jaką może odgrywać akwarium czy terrarium w naszym codziennym życiu nie jest jeszcze dostateczne. Przy dzisiejszym tempie życia często zbyt mało mamy cierpliwości na to, aby swój wolny czas poświęcać podpatrywaniu przyrody. Nasz czas kradnie nam telewizja i tak wiele różnych atrakcji dostępnych na każdym kroku. Trzeba przy tym zrozumieć, iż akwarium to nie jest tylko przyjemność, ale przede wszystkim obowiązek i systematyczność, bowiem ten mały wycinek przyrody zdany jest jedynie na łaskę i niełaskę nas samych i jego całe piękno dopiero wówczas przemówi do nas, kiedy naprawdę poświęcimy mu trochę uwagi, wiedzy i serca. Nie spotkamy się wtedy z tak częstym rozczarowaniem, jakie bywa udziałem początkujących w tej dziedzinie. W aspekcie propagandowym za mało chyba działamy, brak jest popularnych książek, nakład Waszego czasopisma jest minimalny, nowości akwarystyczne sprowadzane są na zasadzie przypadku, sprzęt akwariowy jest nie najlepszy, przydałby się jakiś kolorowy plakat itd.
AKWARIUM – Jest Pan jednym z nielicznych może właścicieli sklepów zoologicznych, którzy nie boją się ryzyka sprawdzania wszelkich nowości akwarystycznych. Jak wygląda u nas sprawa podaży i popytu w tej dziedzinie? Jakie nowości ostatnio Pan oferował w swoim sklepie, co „idzie”, a co zalega zbiorniki? Jak z tym dawniej bywało? Dostrzega Pan na pewno wyraźnie określone „mody” w akwarystyce?
A. BERNHARDT -Wspomniałem już o niektórych kwestiach poruszonych w pytaniach. O tym jak dawniej bywało już też mówiłem. Moda? Zależna ona jest tak bardzo od osobistych zainteresowań każdego klienta, iż trudno tu generalizować, chociaż rzeczywiście określone tendencje można zaobserwować. Obecnie dużo amatorów przechodzi na akwaria klejone. Początkowo brak było zaufania do wygodnych i praktycznych basenów klejonych klejami silikonowo-kauczukowymi. Jest jednak kłopot – brak jest u nas odpowiednich szyb o znacznych grubościach i nikt nie chce się podjąć produkowania klejonych akwariów na skalę przemysłową, a przecież ekonomicznie bardzo by się to opłacało. Każdy interes niesie jakieś ryzyko, bywają straty. Trzeba podkreślić, iż ogół klientów woli kupować ryby tanie i popularne. Nowościami pasjonują się raczej koneserzy, którzy dobrze wiedzą czego im potrzeba. Zainteresowanie to często ma swoje źródło w chęci „produkowania” na rynek nowego gatunku. Warto może jeszcze dodać, iż szereg „nowości” to często stare i znane ryby, które już u nas kiedyś bywały, ale zostały zagubione, a zainteresowanie nimi wygasło. Teraz obserwuje się często renesans zainteresowań określonymi gatunkami. Obserwuję np, odradzanie się zainteresowania złotymi rybkami.
AKWARIUM – Serdecznie dziękujemy Panu za interesującą wypowiedź. Prosimy przyjąć w imieniu Czytelników i Redakcji nasze gorące życzenia pomyślności rozwoju Pańskiej „Egzotyki”, a dla Pana wielu lat zdrowia, zadowolenia, satysfakcji i radości. Chcemy nadal widzieć w Panu życzliwego miłośnika ryb, wykazującego zrozumienie dla naszej pasji. Wszystkiego najlepszego dla PANA i Pańskich współpracowników! Dziękujemy za rozmowę.
A. BERNHARDT – Chciałbym także serdecznie podziękować w imieniu firmy za zainteresowanie ze strony Redakcji problemami prywatnych sklepów zoologicznych. Życzę czasopismu dalszego rozwoju, aby mogło dorównać zagranicznym publikacjom tego typu. Najserdeczniej pozdrawiam Czytelników „AKWARIUM” i swoich klientów oraz kolektyw Waszej Redakcji. Dziękuję. ___________ *) Prawdopodobnie w obu wypadkach chodzi o różne odmiany gupików (Poecilia reticulata). Red
Specjalnie dla redakcji „Akwarium” wywiad przeprowadził mgr Adam Latusek