Pekin, park Zhonshan – kwiat lotosu orzechodajnego (Nelumbium niciferum)
Janusz PYSIAK
CZŁONKOWIE KLUBU MIŁOŚNIKÓW
ZŁOTYCH RYBEK W KOREI I CHINACH
Na przełomie czerwca i lipca 1980 roku miała miejsce druga wyprawa do Korei i Chin dwóch członków Klubu Miłośników Złotych Rybek. Wyjazd umożliwiło zaproszenie wystosowane przez p.p. Helenę i Piotra Glińskich, członków honorowych naszego Klubu. I chociaż naszym zasadniczym celem było obejrzenie hodowli i zakup atrakcyjnych, a być może i nie znanych w kraju, odmian złotych rybek, autor tej notatki nie zamierza ukrywać podniecenia z jakim oczekiwał przez blisko dwa miesiące (bo tyle trwały przygotowanie, formalności paszportowe i wizowe) na pierwsze – i prawdopodobnie ostatnie – spotkanie z krajami Dalekiego Wschodu. Aż wreszcie pozostało już tylko wykupienie zarezerwowanych wcześniej biletów lotniczych na trasę Warszawa – Moskwa- Phenian (Pyongyang) – Moskwa – – Warszawa i kolejowych na trasę Phenian – Pekin (Beijing) – Phenian i wczesnym rankiem 22 czerwca wystartowaliśmy z Okęcia do Moskwy.
Podróż musiała być dokładnie zaplanowana bowiem zarówno lot z Moskwy do Phenianu jak i przejazd koleją z Phenianu do Pekinu odbywają się raz w tygodniu.
Po całodziennym pobycie w Moskwie odlecieliśmy późnym wieczorem do Phenianu i po blisko dziewięciu godzinach lotu – w czasie najkrótszej w roku nocy słońce widzieliśmy w samolocie przez cały czas – 23 czerwca wylądowaliśmy nad Taedong-gang i Potong-gang. W widłach tych sporych rzek, płynących okresowo w obu kierunkach, co spowodowane jest przypływami i odpływami Morza Żółtego, usytuowane jest centrum Phenianu.
Tego dnia pierwszy spacer po mieście. Kierujemy się do Parku Moranbong, bowiem nie sprawdzona wieść głosi (jak okazało się słusznie), że tu właśnie możemy „spotkać się” z koreańskimi złotymi rybkami. Do obejrzenia hodowli jednak nie dochodzi, odnaleźliśmy ją w tym ogromnym parku dopiero w cztery dni później, ale i tak przeżyliśmy niezapomniane chwile, zwłaszcza wobec starej architektury „w stylu chińskim”.
Pierwsze koreańskie złote rybki (niezbyt dobre teleskopy i orandy oraz słabe pyzatki) zobaczyliśmy w zoo. Pheniańskie zoo jest dość odległe od centrum miasta, ale wskaże je Wam każdy, ponieważ znajduje się ono w Miejskim Ośrodku Rekreacyjnym Taesangsan, cieszącym się wielką popularnością wśród mieszkańców stolicy KRL-D. Jego największą atrakcją są kwitnące lotosy, niewielkie rekiny (eksponowane w olbrzymich szklanych akwariach w formie rur o średnicy około 1 m) no i przede wszystkim bambusowe niedźwiadki – pandy.
Przy pomocy kierowcy z polskiej ambasady, Koreańczyka, który był jednocześnie naszym tłumaczem, dotarliśmy do opiekunów ekspozycji akwarystycznej i po wielu perypetiach dokonaliśmy zakupu pierwszej koreańskiej złotej rybki, ładnej choć niezbyt dużej, orandy calico, która okazała się bardzo droga (ok. 20 $ USA). Nie udało się nam jednak uzyskać zgody gospodarzy na obejrzenie niewielkiej, jak nas zapewniono, hodowli. Ryby oferowano do sprzedaży bez entuzjazmu, przynoszono zawsze po jednym egzemplarzu. Najważniejsze okazało się jednak pozyskanie informacji, którą wykorzystaliśmy jeszcze tego popołudnia, o dokładnej lokalizacji hodowli karasi ozdobnych „zakonspirowanej” w Parku Moranbong.
Hodowla jest tu prowadzona nowocześnie w dużych basenach (ok. 4×6 m i głębokości ok. 30 cm) znajdujących się w pawilonach ze szklanym dachem. Zbiorniki wyłożone są kafelkami z białej glazury i wyposażone w instalacje napowietrzające, mimo że w basenach znajduje się niewiele ryb. Ale jakie! Kiedy zobaczyliśmy aksamitnoczarne teleskopy i – po raz pierwszy w życiu – czerwone, wspaniałe ranchu, przestaliśmy dostrzegać i otoczenie i inne ryby. Zapamiętałem tylko, że ryby karmione są rurecznikami. Te same ranchu, różnej wielkości, znajdowały się także w mniejszych (2×3 m), analogicznie wyposażonych basenach. Jest to prawdopodobnie, obok czarnych teleskopów, specjalność tej hodowli. Teraz chcieliśmy już tylko mieć ranchu, co okazało się możliwe (!), choć równie jak w zoo kosztowne. Do dziś podejrzewamy, że nasi tłumacze poinformowali gospodynie hodowli (rybami zajmowały się wyłącznie kobiety) ile zapłaciliśmy za rybkę w zoo i dlatego cena okazała się taka sama. Z determinacją postanowiliśmy zakupić trzy okazy (60 $!).
Badaling – Wielki Mur Chiński
Rozpoczęło się swoiste misterium wyboru i połów wybranych ryb. Miało to miejsce już nie w pawilonach, a na wolnym powietrzu w małych zbiornikach (1 x 1,5 m i głębokości ok. 50 cm) przykrytych podnoszonymi, oszklonymi daszkami. Pozwolono nam ryby wybrać i złapać własnoręcznie siatką, o średnicy ok. 20 cm, prawie płaską, którą posługiwać się wprawdzie trudniej (brak wprawy?), ale na której wybraną rybę można dokładnie obejrzeć. Widok zbiornika, w którym pływa kilka dziesiątków bardzo ruchliwych ranchu, sprawia wrażenie niezwykłe i niezapomniane. A coż dopiero, gdy można w nich przebierać!
Zapłaciliśmy więc za wymarzone rybki, zrobiliśmy zdjęcia fotograficzne i filmowe, podziękowaliśmy niezwykle miłym gospodyniom i z żalem opuściliśmy hodowlę, aby nabytki wpuścić do specjalnych pojemników przywiezionych z Warszawy i wcześniej – po przyjeździe – napełnionych wodą. Zainstalowaliśmy napowietrzanie, ale niedługo cieszyliśmy się widokiem ranchu, bo już nazajutrz, 28 czerwca, wyjeżdżaliśmy do Pekinu.
Z dworca w Phenianie pociąg rusza punktualnie w południe. W wagonie 32-33°C. Jedziemy początkowo bardzo szybko przez Pyongwon i Mundok, za którym przekraczamy wielką rzekę Czongchougang i zaraz jest Unjou i rozległa, bagnista nizina nad Zatoką Zachodniokoreańską. Potem coraz częściej stajemy, najpierw w Kwaksen, później w Sonchu, Yomju, a także w polu i wreszcie, spóźnieni o 6 godzin dojeżdżamy do Jinuiju, ostatniego miasta na ziemi koreańskiej. Tu odbywa się odprawa celna; znowu ruszamy i po kilkunastu minutach Dandong – to Chiny!
Stąd w dalszą drogę ruszamy już nocą i w deszczu, który przestał padać dopiero w Pekinie. Na naszej trasie dostrzegamy tylko słabo oświetlone dworce w Shenyang, Fuxin i Jinzhou. Rozwidnia się gdzieś koło Tanghan. Później jest Tianjin i Pekin, gdzie przyjeżdżamy 29 czerwca o godzinie 15.00. Chociaż znaleźliśmy się w ojczyźnie złotych rybek emocje są jakby mniejsze. Pewnie dlatego, że tu będziemy „działać” po dobrym rozpoznaniu i z pomocą p. Ksawerego Burskiego – radcy naszej ambasady w Pekinie – człowieka, który przebywa w Chinach już 20 lat, mówi po chińsku doskonale i dla którego nic, co chińskiego nie jest obce. Jego pomoc, a poświęcił nam prawie każdą chwilę z nielicznych wolnych od zajęć służbowych, okazała się w pertraktacjach o złote rybki nieoceniona.
Mieszkamy obok Parku Ritan, o kilka minut drogi od głównej arterii komunikacyjnej Pekinu, która we wschodniej swej części nazywa się Jianguomenwai, w zachodniej – Fuxingmenwai, ale dla nas najważniejsza jest jej część centralna – Chang’an. To centralny punkt Pekinu i nie tylko główne wejście do Miasta Cesarskiego i Pałacu Zimowego (Gugong). To także wejście do Parku Zhongshan, w którym najważniejszym dla nas miejscem jest wystawa i hodowla złotych rybek.
Wschodnia część Chang’an to też „miejsce startu” do innych hodowli pekińskich. Z jej skrzyżowania z ulicą Wangfujing (taka warszawska Chmielna) odjeżdża się trolejbusem nr 103 w kierunku północnym do końcowego przystanku na ulicy Xizhimenwai, znajdującego się niemal naprzeciw głównego wejścia do pekińskiego zoo. Tu łatwo trafiamy, kierując się oznakowaniem obrazkowym, na następną wystawę i do dużej hodowli złotych rybek. Z sąsiedniego skrzyżowania Chang’an z ulicą Dongdan trolejbus nr 106, jadący na południe, dowiezie nas do północnej bramy Parku Tiantan, nad którym góruje Świątynia Nieba, gdzie w sposób prawdziwie chiński oznaczono miejsce będące środkiem Świata i gdzie na uboczu, za drzewami ukryta jest największa w Pekinie hodowla złotych rybek, ogólnie nie znana i niedostępna. A jednak była to jedyna hodowla, której fragment obejrzeliśmy „od środka”, choć trwało to krótko, tylko do chwili, gdy zostaliśmy zauważeni i najpierw grzecznie, a potem już trochę mniej grzecznie i zupełnie zdecydowanie wyproszeni. Nie pomogła nawet bezbłędna chińszczyzna p. Ksawerego. Na wszystkie argumenty odpowiedź była ciągle jedna: my widzieliśmy rozłożone ręce, a p. Ksawery słyszał, że hodowla nie jest do zwiedzania i nikł tu nie pamięta, aby jakikolwiek cudzoziemiec przekroczył jej bramę. Z wyraźną ulgą gospodarze odprowadzili nas do wyjścia, ale w tym czasie zdołaliśmy się jednak dowiedzieć, że tu, jak i w innych hodowlach, ryb się nie sprzedaje. Przez międzynarodowy sklep „Diplomex” właśnie tu się je zamawia.
Już przez płot pokazaliśmy nasze, specjalnie przygotowane, tablice chińskich złotych rybek, zaopatrzone w nazwy wymalowane chińskimi znakami (jak się okazało prawidłowo!) i po chwili wiedzieliśmy na jakie ryby możemy liczyć, a o jakich w ogóle nie ma mowy. Jeszcze tego popołudnia, przy pomocy tychże tablic, powtórzyła się rozmowa w „Diplomexie” i już nazajutrz rano (było to 1 lipca) zamówione ryby pływały w szklanych akwariach w sklepie, a po południu – w naszym domu. Zakupiliśmy po cztery dorosłe pyzatki (jeden z nich zdobył później nagrodę „Nefrytowego Teleskopa” na IV Ogólnopolskiej Wystawie Złotych Rybek w 1980 roku), czerwone orandy i białe ranchu z czerwonymi głowami oraz 100 sztuk narybku w wieku około miesiąca. Ryby okazały się znacznie tańsze niż w Korei, bo za wszystkie zapłaciliśmy równowartość 100 $ i zaczęliśmy żałować funduszów „zainwestowanych” w Phenianie.
Pekin, park Tiantan – Świątynia Nieba
Shisanling – wejście do grobowców cesarzy z dynastii Ming
Tradycyjną ekspozycję i hodowlę złotych rybek na sposób chiński opisywano wielokrotnie w książkach i artykułach. Nie warto tu tego powtarzać, ale trzeba, chociażby krótko, podać jej efekty, które w ostatnich latach S.A. istotnie zadziwiające.
Z naszych obserwacji wynika że Chińczycy dość mało uwagi poświęcają klasycznym standardom w naszym rozumieniu. Oczywiście widzieliśmy okazy o wybitnych cechach standardowych, np. pyzatki z balonami o średnicy ok. 5 cm, teleskopy z oczami o średnicy nie mniejszej niż 3-4 cm czy orandy z naroślami tak dużymi, że ich oczy stają się zupełnie niewidoczne, a ryby pod ciężarem głowy nie są w stanie normalnie pływać. Obecnie jednak starania chińskich hodowców wydaja się zmierzać do innego celu.
Wychodząc z założenia, że złote rybki to już prawie nie ryby a coś w rodzaju fantastycznych, pływających kwiatów i że ogląda się je z góry dążą oni do uzyskania ryb bardzo dużych (do 30 cm i więcej), z welonowymi ogonami o ciałach relatywnie krótkich i pękatych jak dotychczas ale o zupełnie niesłychanych barwach (brąz, czerwień, purpura, fiolet i kombinacje tych i jeszcze innych kolorów). Tak poszukiwane wszędzie poza Dalekim Wschodem ubarwienie calico, czy perłowe łuski spotykane są powszechnie u różnych odmian. Druga tendencja – to pozyskiwanie okazów wyróżniających się wybitnymi cechami kilku standardów jednocześnie. Do takich egzemplarzy należą np. teleskopo-orandy, teleskopo-kogutki, ranchu-kogutki, czy wreszcie teleskopo-kogutki z odchylonymi ku przodowi (o kąt większy niż 90°) pokrywami skrzelowymi. Do najpiękniejszych ryb, wśród tych które udało sie nam obejrzeć, należały pyzatki biało-czerwone, calico, czarne i czerwono-fioletowe, orandy calico i welonowe orandy-perłołuski calico oraz ciemnofiolełowe kogułki-perłołuski z olbrzymimi pomponami (podobno istnieje tylko 11 takich egzemplarzy na świecie), ranchu-perłołuski z ciałem calico i czerwoną naroślą na głowie oraz czerwono-biało-fioletowe teleskopo-kogutki z odwróconymi pokrywami skrzelowymi. Trzy ostatnie znajdują się tylko w hodowli obok Świątyni Nieba w Parku Tiantan. I jeszcze jedno: wszędzie ryby są karmione niezwykle obficie żywymi rozwielitkami, w ilościach wielokrotnie przekraczających nasze książkowe zalecenia. Może dlatego chińskie złote rybki są tak pękate? Pod wpływem słońca, na ścianach drewnianych balii rosną glony w dużych ilościach. Jest ich tak wiele, że ryby nie są w stanie zjeść wszystkich. Ich nadmiar trzeba dwa razy dziennie usuwać.
Czas milowymi krokami uciekał na oglądaniu tych i innych niezwykłości chińskich i nieuchronnie zbliżał się termin odjazdu pociągu do Phenianu. 3 lipca po południu odjechaliśmy z Pekinu zadowoleni, ale z żalem, że pewnie już tu nigdy nie wrócimy. Następnego dnia, o godz. 16.00, wróciliśmy do Phenianu i pozostaliśmy w Korei jeszcze cztery dni. 8 lipca wylecieliśmy do Moskwy, a 10 lipca byliśmy w Warszawie.
Wprawdzie złote rybki były celem naszej podróży, ale cały czas mieliśmy oczy szeroko otwarte i oglądaliśmy wszystko, co było możliwe do zobaczenia, w tak krótkim czasie. W Pekinie zwiedziliśmy Pałac Zimowy i Świątynię Nieba, zoo, centrum miasta i stare dzielnice, a pod Pekinem Góry Jundu z Wielkim Murem Chińskim w Badaling i grobowce cesarzy z dynastii Ming w Shisanling *). W Phenianie obejrzeliśmy przedstawienia w operze i w cyrku, muzea, centrum rekreacyjno-sportowe, przepiękne zabytki starej architektury i zoo. Przejechaliśmy przez niziny i góry koreańskie od Morza Żółtego (Nampo) do Morza Japońskiego (Wonsan). Spróbowaliśmy, i to wielokrotnie, przysmaków znakomitej kuchni chińskiej i koreańskiej.
Wszystko to nie było by możliwe bez zaproszenia, daleko idącej pomocy i niezmiernej życzliwości pp. Heleny i Piotra Clińskich w Phenianie oraz pp. Marii i Janusza Cieleckich w Pekinie. Za tę pomoc i życzliwość składamy Im serdeczne podziękowanie.
Fotografie autora
_____________ *) Nazewnictwo chińskie podałem tu w nowej pisowni chińskiej pinyin, natomiast koreańskie – w transkrypcji angielskiej.