Bojowniki wspaniałe zajmują w akwarystyce specjalne miejsce, podobnie jak welony, skalary, mieczyki i pawie oczka. Wpłynęła na to łatwość dobierania barw i kształtowania płetw tej ryby zgodnie z życzeniami hodowcy. Dziką formę bojownika, którą przywieźli do Europy Francuzi w XIX wieku, charakteryzowało skromne ubarwienie i krótkie płetwy. W takiej też postaci „rozeszła się” z Francji w roku 1896 do zachodnich państw europejskich. Jednak już w latach dwudziestych naszego stulecia można odnotować pierwsze próby świadomego oddziaływania hodowców na wygląd bojowników. Prace w tym zakresie trwają do dzisiaj i przyniosły nadzwyczajne wyniki. Z niepozornego, dzikiego bojownika powstał bojownik prawdziwie wspaniały i urzekający urodą.
Ryba ta ma obecnie 7 podstawowych barw: zieloną, niebieską, czerwoną, żółtą, fioletową, czarną i różową – albinotyczną. Możliwości kojarzenia tych form między sobą są duże, ale jeśli zajmujemy się tym dorywczo i bez z góry założonego planu, to wyniki będą przeważnie opłakane. Tylko wytrwali i sumienni hodowcy osiągają dobre wyniki. Tak np. znana na Florydzie hodowla Tutwilera stworzyła piękną odmianę motylkową. Powstały też odmiany z przezroczystymi i białymi płetwami. Wyjątkowa skłonność bojowników do staczania walk między sobą wywarła decydujący wpływ na sposób wychowu tych ryb. Nie może tu być mowy o wspólnym trzymaniu dojrzewających samców, gdyż w krótkim czasie zniszczą sobie płetwy i śmiertelnie się okaleczą. Bojowniki samce trzyma się pojedynczo w półlitrowych lub litrowych słojach, ustawionych rzędem obok siebie. Naczynia powinny stykać się bokami, umożliwiając sąsiadującym rybom wzajemne obserwowanie się. Bliskie sąsiedztwo powoduje u ryb stałe napięcie i chęć imponowania, wyrażające się napinaniem płetw i przybieraniem intensywnych barw. Ten sposób trzymania bojowników wywiera duży wpływ na’ rozrost płetw i intensywność barw.
Piękna odmiana motylowa otrzymana w znanej hodowli Tutwilera
Wojownicze skłonności ryb są wykorzystywane w niektórych krajach do urządzania pokazowych walk połączonych z zyskownymi zakładami. Sprawy te są znane z licznych opisów i nie ma potrzeby do nich wracać. Pragnę jednak przytoczyć za panią Margaret Gaan kilka zakulisowych wiadomości, dotyczących hodowli bojowników w ich własnej ojczyźnie, metodami starymi i wypróbowanymi, ale nieco innymi od naszych. Pan Tawat, prowadzący w Bangkoku publiczne walki bojowników, hoduje ryby osobiście i zawsze ma w pogotowiu kilkaset samców, trzymanych w słojach Wecka i butelkach po alkoholu. Przed tarłem umieszcza samca i samicę w oddzielnych słojach. Naczynia stoją tuż obok siebie, żeby ryby mogły się widzieć. Po 14 dniach takich przygotowań przenosi je do maleńkiego glinianego baseniku, umieszczonego na wolnym powietrzu. W parę godzin później rozpoczyna się tarło. Narybek karmi wymoczkami przynoszonymi z wodą, zebraną w pobliskich rozlewiskach Później przechodzi na karmienie rozwielitkami, a dorosłym osobnikom podaje larwy komarów. Walki bojowników są prowadzone aż do śmierci jednego z rywali. Zwycięzca – choć żywy, przedstawia obraz godny pożałowania, gdyż jest pokaleczony, a płetwy ma w strzępach. Oszczędny pan Tawat przeznacza poturbowane samce do leczenia i odnosi w tej dziedzinie również duże sukcesy. Nie używa trypaflawiny, lecz rzecznego mułu i kawałków zielonych liści bananowca. Te dwa składniki miesza z wodą i umieszcza w niej chorego delikwenta. W krótkim czasie ryba zdrowieje
Niekiedy długość płetw bojowników może przekroczyć wielkość ich ciała
Wśród hodowców istnieje pogląd, że bojowniki, wskutek małej ruchliwości i trzymania w słojach, łatwo się zatuczają. Jedyną na to radą – według nich – jest skąpe karmienie ryb i podawanie tylko chudych pokarmów. Szczególnie szkodliwe mają być dla nich doniczkowce. Innego zdania był zmarły już, znany specjalista od bojowników – Holender Prager. Swoje bojowniki karmił tylko doniczkowcami i rozwielitkami podawanymi w stosunku 1:1. Pan Prager twierdził, że nigdy nie miał kłopotów z zatuczaniem ryb, natomiast uzyskiwał doskonałe wyniki w wychowie młodych: samica karmiona jego metodą składała 600-700 jaj, a nie 200-250, jak to najczęściej bywa u innych hodowców. Drugą tajemnicą Holendra był lęgnik, a właściwie jego wielkość. W lęgniku rozmiarów 20X15X15 cm odchowa się tylko 250-350 sztuk wylęgu, a w zbiorniku większym, np. 50X30X30 cm liczba wylęgu może wnieść nawet 600-700 sztuk. Co jest tego przyczyną? Przy niedostatku miejsca samiec denerwuje się, nie mogąc sobie zabezpieczyć rewiru do gniazdowania, natomiast samica w czasie budowy gniazda i po odbytym tarle nie ma się gdzie ukryć przed napastliwością partnera. W obszernym lęgniku jest dosyć miejsca na gniazdo i na zbudowanie dla samicy schroniska. W tym celu pan Prager obsadzał tylne narożniki kępami roślin. Samica zawsze z nich korzystała, gdy czuła się w lęgniku „niepotrzebna”, a hodowca nie musiał pilnować, by zaraz po skończonym tarle w pośpiechu ją wyławiać. Technika przeprowadzania rozrodu jest łatwa. Woda powinna być odstała, miękka (5-6°n) i lekko kwaśna (pH 6-6,5). Bojowniki są rybami ciepłolubnymi, toteż trzymamy je w temperaturze 22-25°, a przy tarle podwyższamy ją do 25-28°. Lęgnik powinien mieć rozmiary minimum 40x25x25 cm, a w miarę możności większy. Na dno nie potrzebujemy dawać podłoża, ale w zamian w dwóch jego rogach umieszczamy rośliny związane w pęczki i przyciśnięte wygotowanymi kamieniami. Poziom wody nie powinien przekraczać 16 cm. Samca i jego partnerkę przygotowujemy do tarła w osobnych naczyniach. Karmimy je obficie; ile tylko mogą zjeść. Po kilku dniach możemy dostrzec jak ikra powiększa partię brzuszną samicy. Wtedy przenosimy ryby do lęgnika i przestajemy karmić. Już po kilku godzinach samiec przystępuje do budowy pianowego gniazda. Gdy się z tym upora, odnajduje samicę i nakłania ją do podpłynięcia pod pienisty kołpak. Tam napina płetwy i po krótkich zalotach otacza partnerkę swoim ciałem. Mocniejszy uścisk powoduje w pewnym momencie wydalenie przez samicę kilku lub kilkunastu drobnych jaj, zapładnianych natychmiast przez samca. Po każdym „uścisku” samica wypływa bezwładnie z „objęć” partnera. Dopiero po opadnięciu prawie na dno, zaczyna płynąć ku powierzchni w celu zaczerpnięcia powietrza atmosferycznego. Jaja są cięższe od wody i natychmiast toną, ale samiec skrzętnie je zbiera i wypluwa pod gniazdo, w gąszcz powietrznych baniek. Niekiedy pomaga mu w tej czynności samica. Po kilkuminutowej przerwie partnerzy ponawiają zaloty i tarło. Zaraz po skończonym tarle usuwamy samicę. Młode lęgną się w temperaturze 26-28°C po 28-36 godzinach. Po dwóch dniach są już na tyle samodzielne, że próbują opuścić gniazdo. Samiec chwyta je pyszczkiem i zanosi z powrotem pod pianę. Powoli gniazdo zaczyna się rozpadać, a instynkt opiekuńczy samca zanika, toteż w tym okresie należy go wyłowić z lęgnika. Zaraz po zniknięciu piany uruchamiamy tuż pod powierzchnią wody bardzo słabe przewietrzanie, które powinno działać do czasu wytworzenia się u narybku błędnika. Samica w „objęciach” partnera, czyli tarło bojowników Karmienie narybku rozpoczynamy po 5 dniach, licząc od dnia wylęgnięcia się, to jest wtedy, kiedy młode zużyją zapasy woreczka żółtkowego. Narybek jest bardzo mały i dlatego powinien być karmiony odpowiednio drobnym pożywieniem. Przez pierwsze 3-4 dni dajemy orzęski – pantofelki, (Paramaecium), ewentualnie jako dodatek wiciowca klejnotkę (Euglena viridis).
Samica w „objęciach” partnera, czyli tarło bojowników
Jeśli nie wystarcza nam żywego pokarmu, możemy sobie pomóc zastępczym środkiem, jakim jest ugotowane żółtko jaja kurzego. Rozcieramy je czystymi palcami, mieszamy z odrobiną wody na spodeczku i zadajemy pipetą do lęgnika. Narybek karmimy 6 razy dziennie bardzo małymi dawkami, tak żeby pokarm nie zalegał na dnie. Dużą pomocą przy karmieniu jest zainstalowane przewietrzanie, wprowadzające pokarm w lekki ruch. Po 3-4 dniach narybek jest na tyle duży, że może przyjmować wrotki planktonowe (nie osiadłe). Ósmego dnia, lub dziesiątego, możemy ostrożnie dodawać drobne ilości tzw. „mikro”, dobrze przesiane larwy oczlików i świeżo wylęgłe larwy solowca. Te ostatnie można podawać nawet o kilka dni wcześniej. Jeśli zauważymy, że rozwój narybku nie przebiega prawidłowo, a ilość młodych zmniejsza się – jest to nieomylnym sygnałem, świadczącym o zbyt skromnym karmieniu. Narybek wtedy głoduje, źle rośnie, a w końcu ginie. Jedyną na to radą jest wczesne rozdzielenie narybku i przeniesienie do 2-3 lęgników, pamiętając równocześnie o intensywnym karmieniu. Na osłabienie tempa wzrostu może też wpłynąć spadek temperatury. Po czterech tygodniach rozwija się u narybku błędnik, umożliwiający pobieranie powietrza atmosferycznego. Ryby są w tym czasie osłabione i przechodzą krytyczny moment w swoim życiu. Jedną z przyczyn śnieć może być przeziębienie się narybku podczas pobierania chłodnego powietrza sponad lustra wody. W odpowiednim czasie trzeba więc nakryć zbiornik szybą. Od momentu rozwinięcia się błędnika możemy przerwać przewietrzanie. Tak pielęgnowany narybek rośnie szybko, choć nierównomiernie. Dlatego koniecznie musimy sortować podrastające ryby, przekładając silniejsze osobniki do oddzielnego naczynia. Po 5-6 miesiącach najbardziej rozwinięte okazy przeznaczamy do lęgu. Bojowniki są rybami żyjącymi krótko i dlatego lęgi przeprowadzamy tylko w ciągu jednego sezonu. Po roku ryby są już mało ruchliwe i apatyczne.