Źródło proroka
Specjalnie dla „Akwarium”
z Iraku pisze Witold Turant
Nad drogą z Basry do Nassiriji upał wisiał jak ciężka kurtyna. Nie łagodziły go nawet powiewy wiatru. Przeciwnie, wzbijały drobny pył aż pod niebo i powietrze przybrało barwę żółto-brązową. Zmęczony podróżny zanosił się wtedy od kaszlu. Myśl o tym, że krótki odpoczynek w Nassiriji, nieopodal starożytnego miasta Ur nie będzie oznaczać nawet połowy drogi jaka czeka go do Medyny nie poprawiała nastroju. Tęsknił on do cienia palm rosnących nad zlewiskiem Eufratu i Tygrysu, a w ustach czuł jeszcze smak daktyli, które na tacy podawała mu ciemnooka Rasza. Z kuchni dobiegał zapach smażonych ryb, które Mahmud, ojciec Raszy złowił tej nocy w zatoce. Tymczasem na horyzoncie, w miejscu gdzie niebo zdawało się stapiać z bezkresną pustynią zamajaczył jakiś ciemny punkt. Po chwili pojawiło się kilka innych. Po godzinie stanęła przed nim niewielka karawana kupców, którzy wracali do Basry z kraju zamieszkałego przez plemiona saudyjskie.
Jeden z ciekawszych sumów – Pimelodus pictus
– 0 czcigodny – powiedział kupiec wiodący karawanę – jedyne miejsce przed Nassiriją, gdzie możesz znaleźć wodę, to studnia Sabbahow, w lewo od miejsca gdzie sępy dojadają właśnie ścierwo wielbłąda. Podróżny zaciął swego osła i podążył za wskazówkami kupca. Bez trudu zauważył unoszące się nad pustynią stado sępów. Z wielbłąda pozostały już tylko kości, o które walczyła sfora pustynnych psów. – Allah jest wielki – pomyślał- jeśli zechce, skończę tak jak ten wielbłąd, a jeśli taka będzie jego wola, dotrę do źródła Sabbahow i nawet zbójcy – Beduini mi nie przeszkodzą. Jeśli pozwoli, w drodze do Medyny odwiedzę ich siedzibę niedaleko oazy Ain-Tamr i opowiem im jak wielki i potężny jest mój pan, którego imię oby było chwalone od wzgórz nad rzeką Jordan aż po zamieszkałe przez dzikie plemiona góry Afganistanu. Allahu Akbar!- zakończył swe nabożne rozmyślania pielgrzym, albowiem ujrzał sadzawkę, której brzegi były błotniste, ale woda miała przejrzystość kryształu. Przybysz odrzucił kaptur zakurzonej szaty i ukląkł nad brzegiem. Najpierw obmył spoconą twarz, jak nakazywała jego religia, a następnie pochylił się głębiej, by zaspokoić pragnienie. Wtem ujrzał jakiś ciemny kształt przemykający przy samym dnie sadzawki. Wielka ryba z długimi wąsami wyrastającymi po obu stronach paszczy miotała się w mocno już zmętniałej wodzie studni Sabbahow. Pielgrzym uniósł zagniewaną twarz i wykrzyknął: – Czyż nie było wolą najwyższego, żebym ja, Mahomet, jego najpokorniejszy sługa ugasił pragnienie właśnie tutaj? Jakim prawem ty, sum, ryba najbardziej obmierzła z całego rybiego plemiona stajesz pomiędzy jego wolą, a mną? Posłuchaj co teraz powiem: Bismillah rahman’i rahim. Przeklinam cię na wieki. Niech odtąd aż po wieczne czasy ust żadnego prawowiernego Araba-muzułmanina nie skala twoje mięso.
– Oto dlaczego od tamtych czasów żaden Arab, a zwłaszcza Szyita nie tknie suma – powiedział Sabbah Abdul Hussain z którym siedziałem za stołem w miasteczku Um Qasr na południu Iraku, nad samą Zatoką Pe rską. – Karp to zupełnie co innego. To „czysta” ryba – kontynuował Sabbah oddzielając starannie usma żone dzwonka karpia od suma. Obie ryby złowione zostały nad zaporą w pobliżu Nassiriji. – Czy to prawdziwa historia? – za pytałem. – My uważamy, że tak. W każdym razie Koran zakazuje nam spożywać mięso suma. – A jeśli chodzi o hodowlę sumików w akwarium – ciągnęłem dalej tę interesującą rozmowę. – Allah jakby nakazał nam odwrócić się od tej ryby, dużej czy małej, a więc i w akwariach, czy też szklanych kulach prawdziwy Arab, ufający najwyższemu, nie będzie jej trzymał. Sum, sumik to ryba przeklęta. Nie chcemy mieć z nią nic do czynienia.
To ta ryba zdenerwowała Mahometa
Doprawdy sumy, sumiki to piękne ryby
– Co kraj, to obyczaj – pomyślałem zajadając kolejny kawałek suma i wspominając swoje sumiki pierzastobrode, które z taką lubością oglądałem zawsze w swoim akwarium Ryba tak urocza, miła i potrzebna w akwarium musiała narazić się Allahowi – co za pech. Ale co mnie to w końcu obchodzi, smakowałem suma i myślałem tylko o tym, żeby wrócić szczęśliwie do domu i nakarmić te „przeklęte” ryby. Allah jest wielki, ale sumiki to piękne ryby – jestem i o jednym, i o drugim głęboko przekonany.