Jestem przeszło dziesięcioletnim hodowcą ryb akwariowych i chyba jak każdy swoją hodowlę zaczynałem od gupików, mieczyków i molinezji.
Przez wiele lat akwarium traktowałem jako ozdoba mieszkania. Najpierw miałem jedno małe 40 l akwarium potem doszła pięćdziesiątka i kilka mniejszych – na narybek. Następnie doczekałem się regału na siedem akwariów, lecz w każdym zbiorniku były podobne ryby. W regale tym były 4 akwaria po 35 l., jedna pięćdziesiątka, jedna sześćdziesiątka i jedno akwarium 80 l. I w takim składzie akwariów hodowałem rybki przez jakieś 5 lat; i właśnie 3 lata temu pojechałem do Wrocławia gdzie po raz pierwszy w ZOO zobaczyłem Księżniczki z Burundi.
Księżniczka z Burundi [Neolamprologus brichardii, (Poll 1974)] fot. Artur Białosiewicz
Od razu zakochałem się w tych rybkach i przysiągłem sobie, że będę je hodował. Przez 2 lata nieudanych poszukiwań w marcu zeszłego roku udało mi się zakupić 4 młode sztuki. Po wpuszczeniu ich do 80 l akwarium w którym pływały dwa naskalniki rozpoczęły się walki o terytorium. Ponieważ wszystkie księżniczki zajmowały połowę akwarium, a drugą połowę zajmował większy naskalnik, mniejszy krył się pomiędzy roślinami. Po około 3 miesiącach zauważyłem, że księżniczki zaczęły dobierać się w pary.Rybki dobrały się bardzo ciekawie, ponieważ utworzyła się grupa rodzinna składająca się z dorosłej pary i jednej mniejszej rybki. Przez dłuższy czas zastanawiałem się, po co dorosłej parze pielęgnic dodatkowa ryba, aż pewnego dnia zauważyłem stadko młodych rybek pływających obok tej właśnie trzeciej rybki. Dopiero przy drugim złożeniu ikry zorientowałem się, że trzecia księżniczka to najprawdopodobniej samica służąca parze jako opiekunka do dzieci. Trochę mnie to wszystko dziwiło, ale wiedziałem, że księżniczki z Burundi to rybki towarzyskie. Później zauważyłem, że młodych mi ubywa i nie bardzo wiedziałem, co się dzieje. Wszystko wyjaśniło się, kiedy zauważyłem, że ten jeden mały naskalnik przez wszystkich odganiany, gdy tylko nadarzała się okazja wyjadał po jednym młodym. Widocznie mu się to opłacało, ponieważ za każdym razem, gdy pokazywał się na terytorium księżniczek dostawało mu się od samca. Natychmiast oddzieliłem oba naskalniki i wszystko było dobrze – pozostała czwarta księżniczka cały czas była w akwarium.
Około listopada, kiedy już dawno zakończył się okres rozrodczy dorosła para zabiła czwartą księżniczkę a niedługo później także i samicę, która opiekowała się ich młodymi. W połowie grudnia samiec zachorował na jakąś chorobę tak szybko, że w ciągu dwóch dni zdechł, natomiast samica pozostała zdrowa. Niedługo później pozbyłem się tej samicy, ponieważ wyszedłem z założenia, że i tak nie uda mi się zestawić z nią drugiej pary.Obecnie pozostało mi kilka młodych, więc moja hodowla księżniczek z Burundi na pewno się odrodzi.
Na podstawie moich skromnych doświadczeń uważam, że hodowla księżniczek przy zapewnieniu im odpowiednich warunków nie jest trudna, lecz bardzo interesująca i zachęcam wszystkich do zakupu tych rybek.