„Żyjace” fontanny
Z włoch
specjalnie dla „Akwarium”
pisze Irena Maik
Włochy latem ubiegłego roku przywitały mnie wspaniałym słońcem, które w zwiedzaniu tego pięknego i dla nas egzotycznego kraju bynajmniej nie pomagało. Dwutygodniowy pobyt w Italii, gdy dosłownie co krok jest coś ciekawego do obejrzenia, a to zabytek z końca poprzedniego tysiąclecia, a to fontanna restaurowana właśnie, której piękna trudno zapomnieć, a to wreszcie Plac Świętego Piotra, który zmusza do zastanowienia – Quo va-dis?, gdzie jesteś?, dokąd zmierzasz? Oglądając stare i nowe cudowności Italii, nie zapomniałam, że również od wielu już lat jestem związana z akwarystyką i że ona również mnie ogromnie absorbuje. W Wenecji, z Placu Świętego Marka przez prawie godzinę błądziłam, zanim dotarłam wąskimi, krętymi uliczkami do miejsca, gdzie prezentowana była – specjalnie dla turystów -wystawa akwarystyczna. Odżałowałam prawie 5 dolarów za bilet i weszłam do ciemnych sal ciekawa, co też takiego ekstra za tę cenę zobaczę. I przyznam się szczerze, że byłam rozczarowana – i to natychmiast. Żadnych rewelacji, akwaria jak akwaria, czasami nawet gorzej urządzone niż na którejkolwiek wystawie w Polsce, ryby też znane i to nawet bardzo (mieczyki, pawie oczka, malinezje, zbrojniki, skalary itd), czyli znajomi znani doskonale. Dwa akwaria mogły się podobać -jedno duże, przeszło 300 litrowe z paletkami (około 30 sztuk dorosłych paletek prezentowało się naprawdę pięknie) i drugie, o takiej samej wielkości z florą i fauną Morza Śródziemnego. Akwarium znakomicie podświetlone, sprawiało wrażenie oceanu, po dnie którego stąpamy. I to wszystko, w sumie rozczarowanie. Ale Wenecja ma przecież inne wspaniałości, którymi nęci i mami turystów z całego świata. W Rzymie znajomi, u których zatrzymałam się mają w domu akwarium, ale Ricardo – pan domu, specjalnie wiele troski nie wkłada w pielęgnację tam żyjących ryb i roślin. Jeżeli ryba padnie, to trudno, jutro kupi się nową i sprawa załatwiona; roślina zgnije, nie ma problemu, kupi się nową, bądź sztuczną, ładniejszą -będzie jeszcze mniejsze zmartwienie. O żadnym związku akwarystycznym nie słyszał i nawet gdyby taki istniał, też by się do niego nie zapisał. Nie ma.na to czasu. Ma swój interes (sprzedaż i wypożyczanie samochodów) i jemu poświęca właściwie całe swoje życie. Na ryby popatrzy przez chwilę, wrzuci trochę pokarmu – to wszystko. O hodowli tak rozumianej jak w Polsce, gdzie dąży się do rozrodu, godzinami łowi pokarm dla narybku i z dumą opowiada ile to już gatunków rozmnożono – mowy nie ma.
Nareszcie znaleźliśmy wystawę akwarystyczną w Wenecji
Przed sklepem zoologicznym w Ravennie
Rzym – to Wieczne Miasto – nie jest chyba łaskawe dla akwarystów, chociaż na pewno znajdą się tam i tacy, którzy na punkcie tego hobby mają przysłowiowego „konika”. A że Rzymianie lubią ryby, świadczy chociażby i to, że w ponad trzydziestu fontannach żyją złote rybki bądź karpie Koi. Pływają przez cały czas i nikomu jakoś nie przyjdzie do głowy, aby wlać tam szampon, wrzucać puszki po piwie, czy po prostu wyłowić je i zabrać do domu. Siedząc na skraju takiej fontanny i obserwując pluskające ryby, myślałam jak daleka jest nasza droga do Europy, także tej akwarystycznej. Cóż, co kraj to obyczaj, szkoda jednak, że te nasze obyczaje są czasami takie złe. Sklepy akwarystyczne przypominają bombonierki, czyste, estetyczne, urządzone z gustem. Przeciętnie w dwudziestu zbiornikach pływa około 50 gatunków ryb. Jeszcze niedawno ceny tych ryb by nas trochę szokowały (pawie oczko -1 $, skalar – 2$, molinezja -1$), ale teraz, kiedy i u nas urynkowienie w tej dziedzinie, przyjmujemy je spokojnie, a nawet czasem ze śmiechem – paletka 5 – 6$, a w Krakowie widziałam takie same po 150 tysięcy, piranie po 3$, a u nas 60 – 70 tysięcy. Przelicznik dość prosty, w tym wypadku wyprzedziliśmy Włochów.
Tego karpia Koi sfotografowałam w krystalicznie czystej wodzie fontanny w Rzymie. Włochy może są zaśmiecone, ale woda w fontannach jest czysta i to czasami bardzo.
W sklepach można dostać właściwie wszystko, co potrzebne jest do hodowli ryb, ptaków, kotów, psów, chomików, świnek morskich, ale także węży i małp. Jeżeli akurat czegoś zabraknie, sprzedawca zapewnia, że w przeciągu 2 – 3 dni jest w stanie zdobyć wszystko, co nas interesuje (ryba, wąż, sprzęt). Przy tym jest uprzejmy i ciągle uśmiechnięty, bez przerwy opowiadający o rzeczach, którymi handluje. Odwiedziłam kilka sklepów w Rzymie, Florencji i Ravennie – wszędzie ta sama troska i o klienta, i o zwierzęta, które się sprzedaje. Dużo różnych książek i czasopism, które towarem chodliwym nie są, ale muszą być – jak mówił sprzedawca, aby wabiły oko i informowały klienta, ile to jeszcze musi się dowiedzieć o swojej pasji. Z podróży przywiozłam kilka korali, które włożyłam do swoich akwariów oraz fototapetę, która znakomicie imituje podwodny świat. Zostały mi też w pamięci beztrosko pluskające ryby w fontannie i te piękne, czyste akwaria,w których pływają zdrowe ryby. Byłoby dyshonorem dla sprzedającego dać komuś chorą rybę – to jest tutaj nie do pomyślenia. Włochy to nie tylko Watykan, Michał Anioł i Plac Wenecki, ale także „żyjące” fontanny. Warto to też zobaczyć przy okazji spotkania z Italią